Usiadłam przy stoliku z dumną miną, dosiadając się do
przyjaciół. Uśmiech nie schodził mi z ust. Należało mu się, całkowicie nie
rozumiem tego człowieka. Jeszcze wczoraj zachowywał się tak , no nie wiem miło?
A dzisiaj już musiał oczywiście pokazać jaki to z niego kozak. On ma jakieś
rozdwojenie jaźni czy co? Faceci sami w sobie są trudni do zrozumienia, a on to
już w szczególności.
-Znowu się pokłóciliście? - powiedział Chris.
-To jego wina. Perfidnie na mnie wlazł i nawet nie przeprosił. A do tego nazwał mnie pustakiem. Nikt nie będzie mnie tak nazywał, a tym bardziej on.
Christian przewrócił teatralnie oczami.
-Ok, nie zaczynajmy znowu tej samej rozmowy, bo i tak wiem, że się nie zmienicie.
-No i tak ma być.- uśmiechnęłam się i upiłam łyk coli od Ryana, gdyż mój napój znajdował się na koszulce Biebera.
-Boże, już myślałam, że będzie chociaż chwila spokoju - powiedziałam, gdy zobaczyłam, że do naszego stolika zbliża się Justin. Dosiadł się do nas, niestety tylko koło mnie było miejsce. Ironia losu?
-O widzę, że bluzeczkę sobie przeprałeś - spojrzałam na niego z ironicznym uśmiechem na ustach.
-Jeszcze jedno słowo, a pożałujesz - usiadł koło mnie i spojrzał na mnie, tak jakby zaraz miał mnie zabić.
-Łu hu, już się boję - powiedziałam z sarkazmem.
-To lepiej zacznij.- warknął wrednie.
-Dobra, koniec tematu - upomniała nas Meg .
-Eej ludzie, dzisiaj piątek, ja mam wolną chatę. Co powiecie na imprezę?- zaczął Ryan, na co my od razu się ożywiliśmy.
-Jestem jak najbardziej za - uśmiechnęła się Kelsey.
W tym momencie Ryan wszedł na krzesełko i zwrócił uwagę wszystkich obecnych na stołówce, oznajmiając, że urządza dzisiaj u siebie imprezę o 20.
*
Po przerwie była biologia, całe szczęście nie było nauczycielki i było zastępstwo, na którym oglądaliśmy jakiś film przyrodniczy. No dobra, oni oglądali, ja się w tym czasie zdrzemnęłam. Ale czy to moja wina, że się nie wysypiam ?
Po lekcjach wracaliśmy ze szkoły wszyscy razem. Wygłupialiśmy się i ciągle żartowaliśmy. Christian rozśmieszał nas opowiadanymi żartami.
-Bieeber , ale ty dzisiaj seksownie wyglądałeś w tej mokrej koszulce - zaczęłam się śmiać.
-Uwielbiam jak udajesz, że mówisz coś na żarty, a tak naprawdę, to wcale nie żartujesz - zaśmiał się z cwanym uśmiechem.
-No chyba coś ci się pomyliło. Jak mogłabym, nie żartując, użył słowa „Bieber” i „Seksownie” w jednym zdaniu?- parsknęłam ironicznym śmiechem.
-Noo Ronnie przyznaj w końcu, że ci się podobam.
-Czy ty jesteś jakiś psychiczny? Ile razy mam ci powtarzać, że mi się nie podobasz? Musiałabym być chyba chora na umyśle, żeby ci to przyznać.
-Zmuszę cię do tego - uśmiechnął się cwano.
-Pff, niby jak?
W tym momencie Bieber wziął mnie na ręce, a raczej zarzucił sobie na plecy. Wszyscy oczywiście zaczęli się śmiać, a ja miałam ochotę go zamordować.
-Puść mnie kretynie, masz coś z głową- biłam go po plecach, ale on nic sobie z tego nie robił. Rzucił mnie w liście, a sam się na mnie położył.
-No weź ze mnie zejdź no! Już drugi raz się na mnie kładziesz, jakiś napalony jesteś czy co?!
-No oczywiście - szepnął mi do ucha.
-Zaraz zwymiotuję. Jesteś obrzydliwy.
-Może ktoś by mi pomógł !? - krzyknęłam do pozostałych stojących z boku, pękających ze śmiechu.
-Zejdę z ciebie jak przyznasz, że ci się podobam.
-Nie powiem tego.
-Jak chcesz - powiedział i zaczął wkładać mi liście pod bluzę. Zaraz go zabiję, będę je później wykładała przez dziesięć minut!
-Przestań! Przysięgam, że cię zamorduję jak tylko będę miała okazję. I weź mnie nie obmacuj do cholery.
Śmiał się nic nie robią sobie z moich słów.
-Powiedz to skarbie. – zaśmiał się idiotycznie.
-Nie.- byłam już wkurzona do granic możliwości. Myśli, że tak łatwo uda mu się to ode mnie wyciągnąć? Na pewno nie.
Włożył swoje ręce pod moją bluzkę. Teraz to już przegiął. Co on sobie do cholery wyobraża? Jest bardziej bezczelny niż myślałam.
-Teraz to Bieber przegiąłeś. Co ty sobie kurwa wyobrażasz? Amandę sobie obmacuj, ale nie mnie.-krzyknąłem i udało mi się go z siebie zrzucić. Szybko się podniosłam, on również . Durnie się cieszył. Pierwszy raz aż tak bardzo mnie zdenerwował. Puściły mi nerwy i uderzyłam go w policzek.
-Zapamiętaj sobie jedno. Tym się różnie od Amandy, że się szanuje i nie pozwolę, żeby byle jaki idiota mnie obmacywał, zrozumiane?- warknęłam wyciągając spod bluzy te cholerne liście.
Justin złapał się za czerwony policzek i spojrzał na mnie wrednie.
-Weź się ogarnij. Nie musisz od razu robić jakiejś chorej akcji, przecież nic ci takiego nie zrobiłem, a histeryzujesz jakbym cię zgwałcił.
-Sam się ogarnij i odwal ode mnie - odepchnęłam go i poszłam przodem, nie zwracając uwagi już na nic.
-Eeej Ron, zaczekaj - Ryan krzyknął za mną.
-Nie, mam dość . Wrócę sama do domu, jak najdalej od tego niedorozwoja.
Przyspieszyłam kroku i szybko byłam daleko przed nimi. Cała się wręcz gotowałam ze złości. W końcu doszłam do domu. Gwałtownie otworzyłam drzwi i zaraz nimi trzasnęłam.
-Zły dzień? - spytał tata od progu.
-Nie pytaj - odpowiedziałam i udałam się do swojego pokoju. Włączyłam sobie muzykę i położyłam się na łóżko.
I pomyśleć, że prawie pocałowałam się z tym idiotą. Dla niego liczy się tylko zaliczanie panienek. Nie wiem czy on kiedykolwiek dorośnie. Szkoda, że nie mógłby zachowywać się zawsze tak, jak wtedy u mnie. Może nawet mogłabym z nim normalnie rozmawiać. Ale nie, on woli zachowywać się jak skończony kretyn. Grrr, dlaczego zawracam sobie głowę Bieberem?
Podeszłam do szafy i zastanawiałam się co na siebie włożę na dzisiejszą imprezę u Ryana.
*Wieczór
-To ja już wychodzę - krzyknęłam i wyszłam z domu. Mieszkałam bardzo blisko Ryana, więc wyszłam 15 po 20. Po co miałam iść na sam początek, skoro wtedy i tak jeszcze się nic nie dzieje. Drzwi otworzył mi Chris.
-Hej Ron, wchodź - chłopak wpuścił mnie do środka.
Impreza trwała już w najlepsze. W tle leciało - Welcome to St.Tropez, było pełno ludzi. Wieści o imprezie szybko się rozniosły po szkole. Przywitałam się z pozostałymi. Z Bieberem dalej się nie odzywałam i dobrze.
Po pół godziny wreszcie impreza się rozkręciła. Świetnie się bawiłam z przyjaciółmi i nie tylko, ze znajomymi ze szkoły również.
-Ronnie - usłyszałam za sobą głos, próbujący przekrzyczeć hałas. Odwróciłam się- Bieber.
-Czego?- warknęłam oschle.
-Możemy pogadać?
-Nie mamy o czym.- już chciałam się odwrócić, ale on złapał mnie za nadgarstek.
-Tylko 5 minut, proszę.
-No dobra.- powiedziałam w końcu.
-Chodźmy na górę, bo tutaj jest za głośno.
Weszliśmy po schodach do góry i udaliśmy się do łazienki. To było najcichsze obecnie miejsce.
-No mów co chcesz - powiedziałam i oparłam się o wannę.
-Eeem no dobra, chciałem przeprosić. Głupio się dzisiaj zachowałem.- zaczął, ale szczerze mówiąc nijak nie ruszały mnie jego słowa.
-Ty zawsze się głupio zachowujesz.
-Nie musisz być nie miła, chcę przeprosić.
-Taaa , to świetnie. To wszystko?- mówiłam, oglądając swoje paznokcie, pokazując swoje znudzenie.
-Zawsze musisz być taka wredna?
-Dla ciebie tak.
-Dobra, chciałem być miły, ale skoro ty nie potrafisz powstrzymać się od komentarzy, to nic tu po mnie - powiedział i pociągnął za klamkę.
-Eeee , drzwi się zacięły – powiedział po chwili, kiedy drzwi nie chciały się otworzyć.
-Co ?! - podeszłam do drzwi, próbując je otworzyć.
-Rzeczywiście , cholera.
-Masz komórkę?- spytał po chwili ciszy, a ja zorientowałam się, że zostawiłam ją na dole w torebce.
-Nie, zostawiłam na dole.
-Ja też . Cholera, w końcu ktoś tu przyjdzie, chyba zorientują się, że na nas nie ma.
-Nie wiem czy tak prędko. Wszyscy się bawią.- powiedziałam pesymistycznie, ale tak naprawdę realnie.
-No to jesteśmy w dupie - powiedział i usiadł na podłodze, opierając się o drzwi.
Jeszcze tego mi brakowało. Sam na sam z Bieberem w tak małym pomieszczeniu.
-Znowu się pokłóciliście? - powiedział Chris.
-To jego wina. Perfidnie na mnie wlazł i nawet nie przeprosił. A do tego nazwał mnie pustakiem. Nikt nie będzie mnie tak nazywał, a tym bardziej on.
Christian przewrócił teatralnie oczami.
-Ok, nie zaczynajmy znowu tej samej rozmowy, bo i tak wiem, że się nie zmienicie.
-No i tak ma być.- uśmiechnęłam się i upiłam łyk coli od Ryana, gdyż mój napój znajdował się na koszulce Biebera.
-Boże, już myślałam, że będzie chociaż chwila spokoju - powiedziałam, gdy zobaczyłam, że do naszego stolika zbliża się Justin. Dosiadł się do nas, niestety tylko koło mnie było miejsce. Ironia losu?
-O widzę, że bluzeczkę sobie przeprałeś - spojrzałam na niego z ironicznym uśmiechem na ustach.
-Jeszcze jedno słowo, a pożałujesz - usiadł koło mnie i spojrzał na mnie, tak jakby zaraz miał mnie zabić.
-Łu hu, już się boję - powiedziałam z sarkazmem.
-To lepiej zacznij.- warknął wrednie.
-Dobra, koniec tematu - upomniała nas Meg .
-Eej ludzie, dzisiaj piątek, ja mam wolną chatę. Co powiecie na imprezę?- zaczął Ryan, na co my od razu się ożywiliśmy.
-Jestem jak najbardziej za - uśmiechnęła się Kelsey.
W tym momencie Ryan wszedł na krzesełko i zwrócił uwagę wszystkich obecnych na stołówce, oznajmiając, że urządza dzisiaj u siebie imprezę o 20.
*
Po przerwie była biologia, całe szczęście nie było nauczycielki i było zastępstwo, na którym oglądaliśmy jakiś film przyrodniczy. No dobra, oni oglądali, ja się w tym czasie zdrzemnęłam. Ale czy to moja wina, że się nie wysypiam ?
Po lekcjach wracaliśmy ze szkoły wszyscy razem. Wygłupialiśmy się i ciągle żartowaliśmy. Christian rozśmieszał nas opowiadanymi żartami.
-Bieeber , ale ty dzisiaj seksownie wyglądałeś w tej mokrej koszulce - zaczęłam się śmiać.
-Uwielbiam jak udajesz, że mówisz coś na żarty, a tak naprawdę, to wcale nie żartujesz - zaśmiał się z cwanym uśmiechem.
-No chyba coś ci się pomyliło. Jak mogłabym, nie żartując, użył słowa „Bieber” i „Seksownie” w jednym zdaniu?- parsknęłam ironicznym śmiechem.
-Noo Ronnie przyznaj w końcu, że ci się podobam.
-Czy ty jesteś jakiś psychiczny? Ile razy mam ci powtarzać, że mi się nie podobasz? Musiałabym być chyba chora na umyśle, żeby ci to przyznać.
-Zmuszę cię do tego - uśmiechnął się cwano.
-Pff, niby jak?
W tym momencie Bieber wziął mnie na ręce, a raczej zarzucił sobie na plecy. Wszyscy oczywiście zaczęli się śmiać, a ja miałam ochotę go zamordować.
-Puść mnie kretynie, masz coś z głową- biłam go po plecach, ale on nic sobie z tego nie robił. Rzucił mnie w liście, a sam się na mnie położył.
-No weź ze mnie zejdź no! Już drugi raz się na mnie kładziesz, jakiś napalony jesteś czy co?!
-No oczywiście - szepnął mi do ucha.
-Zaraz zwymiotuję. Jesteś obrzydliwy.
-Może ktoś by mi pomógł !? - krzyknęłam do pozostałych stojących z boku, pękających ze śmiechu.
-Zejdę z ciebie jak przyznasz, że ci się podobam.
-Nie powiem tego.
-Jak chcesz - powiedział i zaczął wkładać mi liście pod bluzę. Zaraz go zabiję, będę je później wykładała przez dziesięć minut!
-Przestań! Przysięgam, że cię zamorduję jak tylko będę miała okazję. I weź mnie nie obmacuj do cholery.
Śmiał się nic nie robią sobie z moich słów.
-Powiedz to skarbie. – zaśmiał się idiotycznie.
-Nie.- byłam już wkurzona do granic możliwości. Myśli, że tak łatwo uda mu się to ode mnie wyciągnąć? Na pewno nie.
Włożył swoje ręce pod moją bluzkę. Teraz to już przegiął. Co on sobie do cholery wyobraża? Jest bardziej bezczelny niż myślałam.
-Teraz to Bieber przegiąłeś. Co ty sobie kurwa wyobrażasz? Amandę sobie obmacuj, ale nie mnie.-krzyknąłem i udało mi się go z siebie zrzucić. Szybko się podniosłam, on również . Durnie się cieszył. Pierwszy raz aż tak bardzo mnie zdenerwował. Puściły mi nerwy i uderzyłam go w policzek.
-Zapamiętaj sobie jedno. Tym się różnie od Amandy, że się szanuje i nie pozwolę, żeby byle jaki idiota mnie obmacywał, zrozumiane?- warknęłam wyciągając spod bluzy te cholerne liście.
Justin złapał się za czerwony policzek i spojrzał na mnie wrednie.
-Weź się ogarnij. Nie musisz od razu robić jakiejś chorej akcji, przecież nic ci takiego nie zrobiłem, a histeryzujesz jakbym cię zgwałcił.
-Sam się ogarnij i odwal ode mnie - odepchnęłam go i poszłam przodem, nie zwracając uwagi już na nic.
-Eeej Ron, zaczekaj - Ryan krzyknął za mną.
-Nie, mam dość . Wrócę sama do domu, jak najdalej od tego niedorozwoja.
Przyspieszyłam kroku i szybko byłam daleko przed nimi. Cała się wręcz gotowałam ze złości. W końcu doszłam do domu. Gwałtownie otworzyłam drzwi i zaraz nimi trzasnęłam.
-Zły dzień? - spytał tata od progu.
-Nie pytaj - odpowiedziałam i udałam się do swojego pokoju. Włączyłam sobie muzykę i położyłam się na łóżko.
I pomyśleć, że prawie pocałowałam się z tym idiotą. Dla niego liczy się tylko zaliczanie panienek. Nie wiem czy on kiedykolwiek dorośnie. Szkoda, że nie mógłby zachowywać się zawsze tak, jak wtedy u mnie. Może nawet mogłabym z nim normalnie rozmawiać. Ale nie, on woli zachowywać się jak skończony kretyn. Grrr, dlaczego zawracam sobie głowę Bieberem?
Podeszłam do szafy i zastanawiałam się co na siebie włożę na dzisiejszą imprezę u Ryana.
*Wieczór
-To ja już wychodzę - krzyknęłam i wyszłam z domu. Mieszkałam bardzo blisko Ryana, więc wyszłam 15 po 20. Po co miałam iść na sam początek, skoro wtedy i tak jeszcze się nic nie dzieje. Drzwi otworzył mi Chris.
-Hej Ron, wchodź - chłopak wpuścił mnie do środka.
Impreza trwała już w najlepsze. W tle leciało - Welcome to St.Tropez, było pełno ludzi. Wieści o imprezie szybko się rozniosły po szkole. Przywitałam się z pozostałymi. Z Bieberem dalej się nie odzywałam i dobrze.
Po pół godziny wreszcie impreza się rozkręciła. Świetnie się bawiłam z przyjaciółmi i nie tylko, ze znajomymi ze szkoły również.
-Ronnie - usłyszałam za sobą głos, próbujący przekrzyczeć hałas. Odwróciłam się- Bieber.
-Czego?- warknęłam oschle.
-Możemy pogadać?
-Nie mamy o czym.- już chciałam się odwrócić, ale on złapał mnie za nadgarstek.
-Tylko 5 minut, proszę.
-No dobra.- powiedziałam w końcu.
-Chodźmy na górę, bo tutaj jest za głośno.
Weszliśmy po schodach do góry i udaliśmy się do łazienki. To było najcichsze obecnie miejsce.
-No mów co chcesz - powiedziałam i oparłam się o wannę.
-Eeem no dobra, chciałem przeprosić. Głupio się dzisiaj zachowałem.- zaczął, ale szczerze mówiąc nijak nie ruszały mnie jego słowa.
-Ty zawsze się głupio zachowujesz.
-Nie musisz być nie miła, chcę przeprosić.
-Taaa , to świetnie. To wszystko?- mówiłam, oglądając swoje paznokcie, pokazując swoje znudzenie.
-Zawsze musisz być taka wredna?
-Dla ciebie tak.
-Dobra, chciałem być miły, ale skoro ty nie potrafisz powstrzymać się od komentarzy, to nic tu po mnie - powiedział i pociągnął za klamkę.
-Eeee , drzwi się zacięły – powiedział po chwili, kiedy drzwi nie chciały się otworzyć.
-Co ?! - podeszłam do drzwi, próbując je otworzyć.
-Rzeczywiście , cholera.
-Masz komórkę?- spytał po chwili ciszy, a ja zorientowałam się, że zostawiłam ją na dole w torebce.
-Nie, zostawiłam na dole.
-Ja też . Cholera, w końcu ktoś tu przyjdzie, chyba zorientują się, że na nas nie ma.
-Nie wiem czy tak prędko. Wszyscy się bawią.- powiedziałam pesymistycznie, ale tak naprawdę realnie.
-No to jesteśmy w dupie - powiedział i usiadł na podłodze, opierając się o drzwi.
Jeszcze tego mi brakowało. Sam na sam z Bieberem w tak małym pomieszczeniu.
zajebisty jak zawsze
OdpowiedzUsuń